Hej! To są podobno 63 centymetry włosów. Wspominałam
już raz o mojej nieudanej przygodzie z czerwoną glinką.
Dziś znowu przyszedł jej czas.
Nadal nie jestem z niej w stu procentach zadowolona, ale jest
lepiej niż ostatnio. Wtedy musiałam umyć włosy jeszcze raz,
bo były sztywne i nieprzyjemne w dotyku.
Włosy mają już podobno 63 centymetry, chociaż nie wierzę już miarce w rękach mojego TŻ-ta :). Na zdjęciu wyglądają bardzo średnio, ale w rzeczywistości lepiej. Chyba się nie dogadam już tą glinką i zużyję ją do kąpieli albo na twarz. Kupiłam kilka dni temu olej lniany budwigowy Len Vitol, na który miałam ochotę już od jakiegoś czasu. Użyłam go już dwa razy i jestem na razie bardzo zadowolona.
Szampony i odżywki ostatniego miesiąca to nadal kwiatowy zestaw Babuszki Agafii oraz duet tybetański Planeta Organica. Bardziej odpowiada mi szampon i balsam na kwiatowym propolisie, ale moje włosy niestety bardzo szybko się do nich przyzwyczajają i nie dają już takiego przyjemnego efektu. Jeśli chodzi o maski, to zakochałam się spirulinie - włosy są po niej dociążone, ale i puszyste, nie strąkują się i są baaardzo miękkie.
Pamiętam, jak wiele osób z blogosfery jeszcze jakiś czas temu zachwalało bardzo drożdżową maskę z Przepisów Babci Agafii. Niestety nie mogę dołączyć się to tych zachwytów. Użyłam jej raz- jest bardzo lekka i tak rzadka, że zużyłam aż 1/3 jej pojemności. Pachnie naprawdę ładnie, ale nie daje na włosach efektu WOW i nie rozumiem zachwytów, które jej dotyczą. Może na niskoporowatych włosach sprawdzać się lepiej niż na moich, bo moje chyba potrzebują większego dociążenia.
Nadal kontynuuję kurację Jantarem i Calcium Pantothenicum i siemię lniane pochłaniam w ilościach hurtowych :) Moje końcówki wyglądają jeszcze bardzo dobrze, ostatni raz byłam u fryzjera w połowie lutego.
To by było na tyle w już trzeciej włosowej aktualizacji. Trzymajcie się ciepło. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz