Hej. Ja jak zwykle spóźniona z włosową aktualizacją. Szczerze przyznam, że nie chciało mi się przez ostatni miesiąc dbać o włosy. Olejowałam prawie co mycie, robiłam maski, nosiłam kapelusz żeby ochronić je przed słońcem, prawie w ogóle nie chodziłam w rozpuszczonych włosach, ale nie wynikało to z mojego zamiłowania do dbania o włosy, tylko trochę z przymusu, bo wiem, że jeśli przestanę o nie dbać, to szybko "odwdzięczą mi się" łamliwością czy suchymi końcami.
Nie zrobiłam sobie mgiełki z fitrem UV, bo spędzam na dworze bardzo mało czasu, a jeśli już gdzieś wychodzę na dłużej, to zazwyczaj wieczorem kiedy słońce już tak nie grzeje. Nie lubię się też opalać, więc nie wybieram się ani nad jezioro ani nad morze, jeśli już mi się zdarzy jakiś jednodniowy wypad jak ostatnio, to siedzę w cieniu. Nienawidzę się opalać, nie lubię być opalona, więc zakumplowałam się ostatnio z filtrem przeciwsłonecznym SPF 50 i dość obficie smaruję odkryte miejsca kiedy wychodzę z domu. Pewnie większość osób uznałoby to za niepotrzebne skoro moje przebywanie na słońcu ogranicza się tylko do czasu, w jakim pokonuję drogę z miejsca A do B, a taki spacer trwa zwykle do godziny czasu, ale ja traktuję słońce jako swojego największego wroga, więc muszę użyć wobec niego ciężkiej artylerii :)
Okazało się, że dawno nie robiłam dobieranego warkocza i trochę wyszłam z wprawy, ale na szczęście w porę sobie przypomniałam jak się go robi- to chyba najwygodniejsza fryzura na lato. W moich kosmetycznych zbiorach przybyły dwie rzeczy. Pierwsza z nich to maska NaturVital dostępna w Naturze, której u mnie w mieście nie ma, więc jak tylko udało mi się być w mieście, gdzie ta drogeria jest, prędko tam popędziłam i zaopatrzyłam się w dwa opakowania. Drugą rzeczą jest suchy szampon Batiste, bo ten który kupiłam w połowie marca się skończył. Jestem z siebie nawet dumna, bo jedno opakowanie starczyło mi na aż 4 miesiące, a jak wiadomo- suchy szampon to baaardzo szkodliwy kosmetyk i częste używanie go doprowadza do wzmożonego wypadania, czasami podrażnionego skalpu czy przesuszonych włosów. Niemniej jednak czasami ratuje życie, więc warto mieć.
Jeśli chodzi o kosmetyki, to nie kupiłam sobie nic więcej, nadal używam tego, co już znacie: zestaw na kwiatowym propolisie Babuszki Agafii, który się powoli kończy, Tybetański duet Planeta Organica i seria Natura Siberica Loves Estonia, której używam tylko wtedy, kiedy widzę niechciany żółty odcień na moich włosach, bo jak już chyba wspominałam- zapachu tych kosmetyków nie mogę znieść. Oleje to nadal kokosowy i lniany budwigowy, olejuję włosy serum olejowym w sprayu albo nakładm olej na wcześniej zwilżone hydrolatem lub sokiem z aloesu włosy. Nadal piję drożdże. Włosy mają już długość 65 cm, czyli prawie osiągnęły moją długość z lutego. Podcięcie planuję po wakacjach.
Pozdrawiam serdecznie,
Monika.
poniedziałek, 20 lipca 2015
czwartek, 2 lipca 2015
Natura siberica Loves Estonia - pierwsze wrażenie.
Hej! Opis mojego pierwszego wrażenia dotyczącego bławatkowo-malinowej serii trochę się przeciągnął, bo mam co do niej mieszane uczucia.
Następny w kolejce jest krem do twarzy na noc, który przez pierwsze dwa tygodnie użytkowania mnie zachwycił- skóra była po nim miękka i sprężysta, dobrze nawilżona. Niestety zaczęła mi na brodzie wyskakiwać taka drobna kaszka i kilka bolących zaskórników zamkniętych też się pojawiło. być może to wina masła shea, które ten krem ma w składzie? Zaczęłąm stosować go co kilka dni.
Zacznę od kremu pod oczy (na zdjęciu pierwszy od lewej). Jest bardzo rzadki, co w sumie jest nawet jest nawet jego plusem, bo nie obciąża skóry pod oczami, przyjemnie nawilża, zapach jest przyjemny, neutralny. Czy niweluje zasinienia nie wiem, bo moja skóra pod oczami jest dość jasna i zwykle się wysypiam. Jego skład : Aqua, Caprylic/Capric Triglyceride, Dicaprylyl Ether, Xylitol,Silica, Glycerin, Tritcum Vulgare Germ Oil, Dimethicone, Sodim Polyacrylate, Sorbitan Caprylate, Methyl Glucose Sesquistearate, Sodium Stearoyl Glutamate, Cetearyl Dimethicone Crosspolymer,
Składniki INCI:
Aqua, Butyrospermum Parkii Butter, Theobroma Cacao Seed Butter,
Cetearyl Alcohol, Dicaprylyl Ether, Cocoglycerides, Glyceryl Stearate
Citrate, Sorbitan Caprylate, Dimethicone, Sodium Stearoyl Glutamate,
Sodium Polyacrylate,Cetearyl Dimethicone Crosspolymer, Cera Alba,
Centaurea Cyanus Flower Water*, Glycerin, Rubus Chamaemorus Fruit
Extract, Xanthan Gum, Tocopheryl Acetate, Parfum, Benzyl Alcohol, Sodium
Benzoate, Potassium Sorbate, Tocopherol, Dehydroacetic Acid, Citric
Acid.
Maska to kolejna estońska gwiazda. Tutaj zaczynają się schody. Zapach... Nie wiem czy to ten bławatek, czy malina, ale zapach maski, jaki i szamponu i odżywki jest jak dla mnie bardzo silny i przyprawia mnie o mdłości. Nie jest to jakiś bardzo słodki zapach, natomiast boli mnie od niego głowa. Jeśli chodzi o działanie, to włosy po tym zestawie są bardzo wygładzone i błyszczące.
Składniki INCI:
Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetyl Esters, Cyclopentasiloxane, Bis-Cetearyl
Amodimethicone, Cetrimonium Chloride, Behentrimonium Chloride,
Phospholipids, Glycine Soja Oil, Glycolipids, Glycine Soja Sterols,
Lauryl Glucoside, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Benzyl Alcohol,
Dimethiconol, Silk Amino Acids, Cetrimonium Bromide, Centaurea Cyanus
Flower Water*, Glycerin, Rubus Chamaemorus Fruit Extract, Parfum,
Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid, Limonene, Hexyl Cinnamal,
Linalool.
Balsam jest przyjemny, ma dość gęstą konsystencję, ładnie wygładza włosy.
Składniki INCI:
Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Bis-Cetearyl
Amodimethicone, Phospholipids, Glycine Soja Oil, Glycolipids, Glycine
Soja Sterols, Benzyl Alcohol, Cetyl Esters, Behentrimonium Chloride,
Lauryl Glucoside, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Cetrimonium
Bromide, Centaurea Cyanus Flower Water*, Glycerin, Rubus Chamaemorus
Fruit Extract, Parfum, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid, Limonene,
Hexyl Cinnamal, Linalool.
Szampon natomiast wydaje mi się być dość oczyszczający, na pewno
bardziej niż ten na kwiatowym propolisie. Skóra głowy po tym estońskim
jest przyjemnie odświeżona, zostawia na niej delikatne uczucie chłodu. Składniki INCI:Aqua,
Sodium Coco-Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Lauryl Glucoside, Guar
Hydroxypropyltrimonium Chloride, Sodium Chloride, Centaurea Cyanus
Flower Water*, Glycerin, Rubus Chamaemorus Fruit Extract, Parfum, Benzyl
Alcohol, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Dehydroacetic Acid,
Tocopherol, Citric Acid, Limonene, Hexyl Cinnamal, Linalool.
Glinki szmaragdowej Fitokosmetik nie miałam przyjemności używać, bo kupiłam ją z myślą o skórze twarzy mojej koleżanki, na którą glinka czerwona zadziałała bardzo fajnie.Pewnie zrobimy sobie SPA i za jakiś czas dam wam znać. Skład
INCI: Green Clay, Lavender Extract(lawenda), Bidens Tripartita
Extract(uczep trójlistny), Silybum Marianum Extract (ostropest plamisty)
Moje mieszane uczucia to wynik zapachu, który niestety zniechęca mnie do używania maski, balsamu i szamponu, moim zdaniem jest mdlący i boli mnie od niego głowa, dlatego używam ich sporadycznie. Krem do twarzy i pod oczy w ogóle nie przypominają zapachem serii do włosów.
Jeśli chodzi o ochłodzenie koloru za sprawą bławatka, to rzeczywiście widzę różnicę. Żółty pigment przebija mi delikatnie, nie pamiętam kiedy ostatnio używałam gencjany.
Jeżeli nie jesteście wrażliwe na zapachy tak jak ja, to bierzcie w ciemno. Zbyt intensywne nuty niestety skutecznie odstraszają mnie od używania tych produktów.
Trzymajcie się ciepło!
Monia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)