czwartek, 28 maja 2015

Nowości! Natura Siberica z ekstraktem z bławatka* i maliny moroszki.

Hej! Mam wam do zaprezentowania nowości, które upolowałam na Skarbach Syberii.

   Słowo wstępu. 6 lat temu (jak ten czas szybko leci!) na Eurowizji, której kolejna edycja ostatnio się odbyła, Estonia wystawiła zespół, który nazywał się Urban Symphony. Zaśpiewała tam piękna pani, Sandra Nurmsalu (o boże jakie ona ma włosy! musicie zobaczyć!). Piosenka była przepiękna! Zajęli niestety chyba 6. miejsce. Wtedy na chwilę przepadłam, stwierdziłam że język estoński jest przecudowny i chciałam się go uczyć. Kupiłam wtedy pierwszą książkę do nauki estońskiego napisaną przez polaka i szybko mi przeszło. Byłam zbyt młoda, żeby zrozumieć uniwersyteckim językiem pisany podręcznik. Niemniej jednak, Estonia nie przestawała mnie interesować. Kraj zajmuje powierzchnię zaledwie 45 tys. kilometrów kwadratowych czyli jest prawie siedmiokrotnie mniejszy od Polski, co nie czyni mnie go mniej ciekawą.Żadne stacjonarne biura podróży nie organizują wycieczek do Estonii, w Internecie znalazłam oferty wyjazdów do Litwy, Łotwy i Estonii, z czego w kraju którym ja byłam najbardziej zainteresowana spędzało się najmniej czasu. A jest tam co robić, ale o tym może innym razem- jak będę kiedyś planować podróż.:)
Czas na nowości.
Kiedy na fun page'u Natury Siberici pojawiło się zdjęcie i wołający do mnie nagłówek Natura Siberica Loves Estonia - wiedziałam, że któreś produkty z oferty trafią do mnie. Oto i one :) Od lewej : Ujędrniający krem pod oczy, Odżywczy krem do twarzy na noc, Maska regeneracyjna do włosów normalnych i zniszczonych, Balsam Regenrujący do włosów normalnych i zniszczonych,  Szampon Regenrujący do włosów normalnych i zniszczonych i na koniec Smaragdowa glinka kaukaska z firmy Fitokosmetik, którą dorzuciłam do zamówienia z chęci przetestowania nowej glinki. :)
   Niestety mam złą wiadomość - seria Natura Siberica Loves Estonia jest limitowana, więc prawdopodobnie kupiłam ją pierwszy i ostatni raz i jeżeli się sprawdzi, to niestety będzie ją trzeba oszczędzać. Poza tym szampon i odżywka mają tylko po 400 ml, nie zwróciłam na to wcześniej uwagi, myślałam że będzie po 600 ml tak jak w standardowych szamponach i balsamach Natura Siberica. W serii Loves Estonia znalazły się również : krem do twarzy na dzień, krem do ciała i żel pod prysznic.
  Co jest przepiękne i co mnie zauroczyło w tej serii, to to, że opisy z tyłu są po estońsku i że całą ta seria została w Estonii wyprodukowana, więc to, że Natura Siberica really Loves Estonia, to nie jest "pic na wodę". :) Ciekawe ile Estonek zainteresowało się tą serią. :) Na opakowaniu jest podany adres firmy i adres mailowy. Jeżeli ten zestaw okaże się hitem, to wyślę do nich wiadomość z prośbą żeby go nie wycofywali :) Pokładam w tych kosmetykach wielkie nadzieje, pewnie dlatego, że sama Estonia jest w moich wyobrażeniach krajem iście rajskim, poza tym kiedy myślę "włosy Estonek", to mam przed oczami przepiękne długie włosy Sandry Nurmsalu.
  To by było na tyle.  Trzymajcie się ciepło! I nie wykupujcie wszystkich kosmetyków z serii Loves Estonia, żebym zdążyła zamówić je jeszcze raz! :)

 *Podobno bławatek ochładza kolor, więc planuję pożegnać się z gencjaną. To może być cudowny zestaw dla rozjaśnianych włosów. Bez wysuszania włosów i fioletowych plam na wannie i rękach!

niedziela, 24 maja 2015

Olejowanie - serum olejowe w sprayu

  Jak pewnie wiele z was wie, istnieją różne metody olejowania włosów. Począwszy od zwykłego nałożenia oleju na suche włosy, kończąc na serum olejowym w sprayu, którego właśnie spróbowałam.
Przez bardzo długi czas nakładałam olej na suche włosy. Efekty były i to całkiem dobre, ale włosomaniaczki są znane z miłości do testowania, więc nie mogłabym nazywać się włosomaniaczką, gdybym nie spróbowała innej metody nakładania oleju. Aby wykonać takie serum potrzebujemy oleju, dowolnej odżywki bądź maski i wody lub hydrolatu w proporcjach 1:1:1 po ok. 10 ml każdego składnika. Powstałą mieszanką spryskujemy włosy. Ja tą mieszankę nałożyłam na włosy dłońmi, bo była zbyt gęsta, żeby zaaplikować ją za pomocą atomizera- wszystko zależy od tego jak gęstych produktów użyjecie.
  Całość trzymałam na włosach godzinę, potem umyłam włosy jak zwykle i na kilka minut nałożyłam Kallosa Keratin. Wczoraj była bardzo kiepska pogoda, więc zdjęcie w dziennym świetle wyszło kiepsko. Wiem jednak, że moje włosy najlepiej wyglądają na drugi dzień po umyciu, dlatego też wstawiam zdjęcie z dziś. Zdjęcie powyżej jest z wczoraj.
Żałuję, że zdjęcie nigdy nie odda ich faktycznego stanu i ich.. jedwabistości! Są prze-miękkie! Może nauczę się w przyszłości inaczej nastawiać aparat albo z czasem zainwestuję w coś lepszego, coś co bardziej odda ich prawdziwy wygląd. Niemniej jednak musicie mi uwierzyć na słowo :). Serum olejowe w sprayu będzie moim zdaniem odpowiednią metodą dla włosów rozjaśnianych, zniszczonych, może się też sprawdzić u osób, u których zwyczajne nałożenie oleju na suche włosy nie daje zadowalających efektów. Dajcie znać, czy próbowałyście tej metody albo jakie znacie inne metody olejowania włosów, które u was się sprawdzają. 
Trzymajcie się ciepło!


piątek, 15 maja 2015

Włosowa aktualizacja #3

Hej! To są podobno 63 centymetry włosów. Wspominałam
 już raz o mojej nieudanej przygodzie z czerwoną glinką. 
Dziś znowu przyszedł jej czas.
 Nadal nie jestem z niej w stu procentach zadowolona, ale jest 
lepiej niż ostatnio. Wtedy musiałam umyć włosy jeszcze raz, 
bo były sztywne i nieprzyjemne w dotyku.
  Włosy mają już podobno 63 centymetry, chociaż nie wierzę już miarce w rękach mojego TŻ-ta :). Na zdjęciu wyglądają bardzo średnio, ale w rzeczywistości lepiej. Chyba się nie dogadam już tą glinką i zużyję ją do kąpieli albo na twarz.
  Kupiłam kilka dni temu olej lniany budwigowy Len Vitol, na który miałam ochotę już od jakiegoś czasu. Użyłam go już dwa razy i jestem na razie bardzo zadowolona.
  Szampony i odżywki ostatniego miesiąca to nadal kwiatowy zestaw Babuszki Agafii oraz duet tybetański Planeta Organica. Bardziej odpowiada mi szampon i balsam na kwiatowym propolisie, ale moje włosy niestety bardzo szybko się do nich przyzwyczajają i nie dają już takiego przyjemnego efektu. Jeśli chodzi o maski, to zakochałam się spirulinie - włosy są po niej dociążone, ale i puszyste, nie strąkują się i są baaardzo miękkie.
  Pamiętam, jak wiele osób z blogosfery jeszcze jakiś czas temu zachwalało bardzo drożdżową maskę z Przepisów Babci Agafii. Niestety nie mogę dołączyć się to tych zachwytów. Użyłam jej raz- jest bardzo lekka i tak rzadka, że zużyłam aż 1/3 jej pojemności. Pachnie naprawdę ładnie, ale nie daje na włosach efektu WOW i nie rozumiem zachwytów, które jej dotyczą. Może na niskoporowatych włosach sprawdzać się lepiej niż na moich, bo moje chyba potrzebują większego dociążenia.
  Nadal kontynuuję kurację Jantarem i Calcium Pantothenicum i siemię lniane pochłaniam w ilościach hurtowych :) Moje końcówki wyglądają jeszcze bardzo dobrze, ostatni raz byłam u fryzjera w połowie lutego.
  To by było na tyle w już trzeciej włosowej aktualizacji. Trzymajcie się ciepło. :)

wtorek, 12 maja 2015

Trzy tygodnie z Jantarem - podsumowanie pierwszego tygodnia.

   Cześć! Od jakiegoś czasu w Rossmanie można dostać taką oto wersję odżywki Jantar - popularnej wcierki na porost włosów. Ja już kiedyś miałam Jantar, zakupiony z polecenia koleżanki w liceum. Dzisiaj wiem dlaczego się z nim nie polubiłam - używałam go zdecydowanie za dużo, więc według mnie był niewydajny, zużyłam 2/3 w tydzień, a oprócz tego uważałam, że bardzo przetłuszcza mi włosy i musiałam je myć codziennie. Teraz już nieco mądrzejsza, zaczęłam swoją przygodę z nową wersją Jantaru :). 04-05 był mój pierwszy dzień. Miałam wtedy 60,5 cm. Wcierałam go przez tydzień metodą inwersji i tak jak podejrzewałam- nie dało to żadnych efektów, bo myję włosy głową w dół. Włosy urosły bodajże o 0,5cm. Nadal będę go wcierać, jeszcze przez dwa tygodnie.
   Cały czas kontynuuję kurację z Calcium Panthetonicum, ale podejrzewam, że na mnie ono nie działa jakoś specjalnie jeśli o porost włosów chodzi, natomiast fenomenalnie ograniczyło wypadanie. Jak na razie, nie zaobserwowałam żadnych skutków ubocznych w związku z przyjmowaniem CP. Niebawem już trzecia włosowa aktualizacja. :) Do zobaczenia.

niedziela, 3 maja 2015

Całonocne olejowanie i zapomniana maska

   Cześć! Chyba już wspominałam o tym, że moje włosy pokochały nakładanie oleju na całą noc. Tak bardzo je pokochały, że właśnie skończył mi się olej lniany, który kupiłam w połowie marca w Biedronce. Uwielbiały ten olej, tak długie olejowanie przynajmniej raz w tygodniu wpłynęło na nie naprawdę bardzo dobrze. Teraz choruję na lniany budwigowy, widziałam go w jakiejś aptece. Alina Rose polecała go w którymś ze swoich filmików - ona ma włosy z natury wysokoporowate, moje rozjaśniane też powinny polubić.
 Szukam kapelusza, jakiegoś jasnego, takiego letniego, żeby ochronić włosy przed słońcem. Już teraz, jak wychodzę z domu i słońce mocniej przygrzeje, to mam przed oczami przerażającą wizję rozjaśnionych promieniami włosów. Wiecie gdzie mogę dostać jakiś ładny? Jeśli tak to piszcie w komentarzach. Kapelusz potrzebny na gwałt!
  Pokazywałam wam chyba w pierwszych zakupach ze Skarbów Syberii czerwoną marokańską glinkę wulkaniczną i wspominałam, że miałam po niej nieprzyjemne i sztywne włosy. Ja ją wtedy dodałam do maski, chyba do jakiegoś Biovaxa, a doczytałam na stronie, że należy tą glinkę wymieszać z wodą w proporcji 1:1 i po 5-10 minutach spłukać letnią wodą - spróbuję tego przepisu i dam znać.
  Nie wiem, jak to się mogło stać, ale zupełnie zapomniałam o Kallosie Keratin. Może nie tyle co zapomniałam, co zawsze myślałam, że Biovax i jakieś tam maski rosyjskie, które mam są od niego lepsze. Postanowiłam go użyć, bo coś z tym litrem trzeba zrobić -  dodałam do niego kilka kropel d-panthenolu i troszkę mocznika i zostawiłam na 20 minut. Jakie było moje zdziwienie, kiedy po wysuszeniu włosy były miękkie, delikatne i puszyste. Zobaczymy co będzie jutro, ale póki co jestem bardzo zadowolona.
  I jeszcze jedno pytanie do was. Wiecie czym najlepiej zmyć z rąk plamy po gencjanie? Jestem straszną gapą, zwykle przy robieniu płukanki z gencjaną ubrudzę sobie dłonie i męczę się potem z fioletowymi śladami. Zgrozo! Nie schodzą przez dwa dni. Próbowałam proszku do prania, ale tylko mnie po nim swędziała skóra.
 Poniżej zamieszczam zdjęcie po nocy z olejem lnianym i po użyciu zapomnianym Kallosem.