poniedziałek, 20 lipca 2015

Włosowa aktualizacja #5

   Hej. Ja jak zwykle spóźniona z włosową aktualizacją. Szczerze przyznam, że nie chciało mi się przez ostatni miesiąc dbać o włosy. Olejowałam prawie co mycie, robiłam maski, nosiłam kapelusz żeby ochronić je przed słońcem, prawie w ogóle nie chodziłam w rozpuszczonych włosach, ale nie wynikało to z mojego zamiłowania do dbania o włosy, tylko trochę z przymusu, bo wiem, że jeśli przestanę o nie dbać, to szybko "odwdzięczą mi się" łamliwością czy suchymi końcami.
     Nie zrobiłam sobie mgiełki z fitrem UV, bo spędzam na dworze bardzo mało czasu, a jeśli już gdzieś wychodzę na dłużej, to zazwyczaj wieczorem kiedy słońce już tak nie grzeje. Nie lubię się też opalać, więc nie wybieram się ani nad jezioro ani nad morze, jeśli już mi się zdarzy jakiś jednodniowy wypad jak ostatnio, to siedzę w cieniu. Nienawidzę się opalać, nie lubię być opalona, więc zakumplowałam się ostatnio z filtrem przeciwsłonecznym SPF 50 i dość obficie  smaruję odkryte miejsca kiedy wychodzę z domu. Pewnie większość osób uznałoby to za niepotrzebne skoro moje przebywanie na słońcu ogranicza się tylko do czasu, w jakim pokonuję drogę z miejsca A do B, a taki spacer trwa zwykle do godziny czasu, ale ja traktuję słońce jako swojego największego wroga, więc muszę użyć wobec niego ciężkiej artylerii :)
    Okazało się, że dawno nie robiłam dobieranego warkocza i trochę wyszłam z wprawy, ale na szczęście w porę sobie przypomniałam jak się go robi- to chyba najwygodniejsza fryzura na lato. W moich kosmetycznych zbiorach przybyły dwie rzeczy. Pierwsza z nich to maska NaturVital dostępna w Naturze, której u mnie w mieście nie ma, więc jak tylko udało mi się być w mieście, gdzie ta drogeria jest, prędko tam popędziłam i zaopatrzyłam się w dwa opakowania. Drugą rzeczą jest suchy szampon Batiste, bo ten który kupiłam w połowie marca się skończył. Jestem z siebie nawet dumna, bo jedno opakowanie starczyło mi na aż 4 miesiące, a jak wiadomo- suchy szampon to baaardzo szkodliwy kosmetyk i częste używanie go doprowadza do wzmożonego wypadania, czasami podrażnionego skalpu czy przesuszonych włosów. Niemniej jednak czasami ratuje życie, więc warto mieć.
  Jeśli chodzi o kosmetyki, to nie kupiłam sobie nic więcej, nadal używam tego, co już znacie: zestaw na kwiatowym propolisie Babuszki Agafii, który się powoli kończy, Tybetański duet Planeta Organica i seria Natura Siberica Loves Estonia, której używam tylko wtedy, kiedy widzę niechciany żółty odcień na moich włosach, bo jak już chyba wspominałam- zapachu tych kosmetyków nie mogę znieść. Oleje to nadal kokosowy i lniany budwigowy,  olejuję włosy serum olejowym w sprayu albo nakładm olej na wcześniej zwilżone hydrolatem lub sokiem z aloesu włosy. Nadal piję drożdże. Włosy mają już długość 65 cm, czyli prawie osiągnęły moją długość z lutego. Podcięcie planuję po wakacjach.
Pozdrawiam serdecznie,
Monika.

czwartek, 2 lipca 2015

Natura siberica Loves Estonia - pierwsze wrażenie.

    Hej! Opis mojego pierwszego wrażenia dotyczącego bławatkowo-malinowej serii trochę się przeciągnął, bo mam co do niej mieszane uczucia.

 
 Zacznę od kremu pod oczy (na zdjęciu pierwszy od lewej). Jest bardzo rzadki, co w sumie jest nawet jest nawet jego plusem, bo nie obciąża skóry pod oczami, przyjemnie nawilża, zapach jest przyjemny, neutralny. Czy niweluje zasinienia nie wiem, bo moja skóra pod oczami jest dość jasna i zwykle się wysypiam. Jego skład : Aqua, Caprylic/Capric Triglyceride, Dicaprylyl Ether, Xylitol,Silica, Glycerin, Tritcum Vulgare Germ Oil, Dimethicone, Sodim Polyacrylate, Sorbitan Caprylate, Methyl Glucose Sesquistearate, Sodium Stearoyl Glutamate, Cetearyl Dimethicone Crosspolymer,

Następny w kolejce jest krem do twarzy na noc, który przez pierwsze dwa tygodnie użytkowania mnie zachwycił- skóra była po nim miękka i sprężysta, dobrze nawilżona. Niestety zaczęła mi na brodzie wyskakiwać taka drobna kaszka i kilka bolących zaskórników zamkniętych też się pojawiło. być może to wina masła shea, które ten krem ma w składzie? Zaczęłąm stosować go co kilka dni.
Składniki INCI: Aqua, Butyrospermum Parkii Butter, Theobroma Cacao Seed Butter, Cetearyl Alcohol, Dicaprylyl Ether, Cocoglycerides, Glyceryl Stearate Citrate, Sorbitan Caprylate, Dimethicone, Sodium Stearoyl Glutamate, Sodium Polyacrylate,Cetearyl Dimethicone Crosspolymer, Cera Alba, Centaurea Cyanus Flower Water*, Glycerin, Rubus Chamaemorus Fruit Extract, Xanthan Gum, Tocopheryl Acetate, Parfum, Benzyl Alcohol, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Tocopherol, Dehydroacetic Acid, Citric Acid.


Maska to kolejna estońska gwiazda. Tutaj zaczynają się schody. Zapach... Nie wiem czy to ten bławatek, czy malina, ale zapach maski, jaki i szamponu i odżywki jest jak dla mnie bardzo silny i przyprawia mnie o mdłości. Nie jest to jakiś bardzo słodki zapach, natomiast boli mnie od niego głowa. Jeśli chodzi o działanie, to włosy po tym zestawie są bardzo wygładzone i błyszczące. 
Składniki INCI: Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetyl Esters, Cyclopentasiloxane, Bis-Cetearyl Amodimethicone, Cetrimonium Chloride, Behentrimonium Chloride, Phospholipids, Glycine Soja Oil, Glycolipids, Glycine Soja Sterols, Lauryl Glucoside, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Benzyl Alcohol, Dimethiconol, Silk Amino Acids, Cetrimonium Bromide, Centaurea Cyanus Flower Water*, Glycerin, Rubus Chamaemorus Fruit Extract, Parfum, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid, Limonene, Hexyl Cinnamal, Linalool.

Balsam jest przyjemny, ma dość gęstą konsystencję, ładnie wygładza włosy. 
Składniki INCI: Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Bis-Cetearyl Amodimethicone,  Phospholipids, Glycine Soja Oil, Glycolipids, Glycine Soja Sterols, Benzyl Alcohol, Cetyl Esters, Behentrimonium Chloride, Lauryl Glucoside, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Cetrimonium Bromide, Centaurea Cyanus Flower Water*, Glycerin, Rubus Chamaemorus Fruit Extract, Parfum, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid, Limonene, Hexyl Cinnamal, Linalool.

 Szampon natomiast wydaje mi się być dość oczyszczający, na pewno bardziej niż ten na kwiatowym propolisie. Skóra głowy po tym estońskim jest przyjemnie odświeżona, zostawia na niej delikatne uczucie chłodu. Składniki INCI:Aqua, Sodium Coco-Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Lauryl Glucoside, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Sodium Chloride, Centaurea Cyanus Flower Water*, Glycerin, Rubus Chamaemorus Fruit Extract, Parfum, Benzyl Alcohol, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Dehydroacetic Acid, Tocopherol, Citric Acid, Limonene, Hexyl Cinnamal, Linalool.

Glinki szmaragdowej Fitokosmetik nie miałam przyjemności używać, bo kupiłam ją z myślą o skórze twarzy mojej koleżanki, na którą glinka czerwona zadziałała bardzo fajnie.Pewnie zrobimy sobie SPA i za jakiś czas dam wam znać. Skład INCI: Green Clay, Lavender Extract(lawenda), Bidens Tripartita Extract(uczep trójlistny), Silybum Marianum Extract (ostropest plamisty)

Moje mieszane uczucia to wynik zapachu, który niestety zniechęca mnie do używania maski, balsamu i szamponu, moim zdaniem jest mdlący i boli mnie od niego głowa, dlatego używam ich sporadycznie. Krem do twarzy i pod oczy w ogóle nie przypominają zapachem serii do włosów.
  Jeśli chodzi o ochłodzenie koloru za sprawą bławatka, to rzeczywiście widzę różnicę. Żółty pigment przebija mi delikatnie, nie pamiętam kiedy ostatnio używałam gencjany.
 Jeżeli nie jesteście wrażliwe na zapachy tak jak ja, to bierzcie w ciemno. Zbyt intensywne nuty niestety skutecznie odstraszają mnie od używania tych produktów.
Trzymajcie się ciepło! 
Monia.

niedziela, 21 czerwca 2015

Spirulina - "must have" każdej włosomaniaczki.

   Hej! Spirulinę mam w swoich zbiorach już od dość dawna, ale zwykle o niej zapominam, sama nie wiem dlaczego. Spirulina to sproszkowane algi morskie, w ponad 50% składa się z białek, maseczka z jej dodatkiem to po prostu zabieg proteinowy dla włosów.
 30g spiruliny na ZróbSobieKrem kosztuje niecałe 10 zł - jest to moim zdaniem baaardzo niska cena, w porównaniu do jakości tego produktu i jego wydajności. Po żadnym produkcie z proteinami moje włosy nie wyglądają tak, jak po spirulinie. Maję ogromną objętość i są niesamowicie gładkie.

  Dzisiaj właśnie zajrzałam do swojego koszyczka z półproduktami i stwierdziłam, że dawno nie korzystałam z tego ciemnozielonego proszku i postanowiłam go użyć.
 Najpierw spryskałam je sokiem z aloesu zmieszanego z wodą, a potem naolejowałam metodą olejowego serum w sprayu, do którego dodałam olej kokosowy, olej lniany budwigowy, d-panthenol, kwas hialuronowy, kolagen i elastynę i trochę wody. Trzymałam całość na włosach dwie godziny. Następnie umyłam włosy tybetańskim szamponem o balsamem z Planeta Organica. Łyżeczkę spiruliny zmieszałam z porcją drożdżowej maseczki Babuszki Agafii i nałożyłam na włosy pod ręcznik- mieszanka ta siedziała na moich włosach około godziny. Efekty jak zwykle możecie zobaczyć poniżej :)
 Jak zwykle od razu po myciu włosy trochę odstają, ale jutro po wyszczotkowaniu będzie już lepiej. Włosy są miłe w dotyku i mają ładną objętość. Maseczkę ze spiruliną kładę zawsze na włosy również przy samym skalpie, bo ładnie je unosi i odbija od nasady, nie ma "zagrożenia przyklapem".
  Jeśli jeszcze nie próbowałyście spiruliny, to gorąco zachęcam. Jeśli nie sprawdzi się do włosów, z powodzeniem możecie ją użyć jako maseczkę na twarz - ja jeszcze nie próbowałam, ale podobno świetnie działa.
Trzymajcie się ciepło!
Pozdrawiam - Monia

22-06 -Edit : Zwykle jest tak, że moje włosy najlepiej wyglądają na drugi dzień po umyciu - tym razem nie jest inaczej. Są bardzo gładkie i pięknie błyszczą. Niestety nie ma mi kto zdjęcia zrobić :/ Musicie mi wierzyć na słowo. :) 

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Włosowa aktualizacja #4

     63,7 centymetra. Obijałam się w tym miesiącu z wcieraniem, dwa dni temu wróciłam do drożdży. Na zdjęciu powyżej włosy po umyciu AiK Garniera- bardzo fajna, ale rzadka odżywka - pewnie będzie bardzo niewydajna, ale jest też niedroga, więc nie boli mnie to jakoś bardzo.Włosy są po niej całkiem miłe w dotyku. Przez ostatni miesiąc używałam nadal tego, co we wcześniejszych- zestawu na kwiatowym propolisie Agafii, który już mnie bardzo męczy, tybetańskiego Planeta Organica, który jest taki sobie oraz nowości - zestawu Natura Siberica z bławatkiem i maliną moroszką, którego zapach przyprawia mnie o mdłości i ból głowy niestety, ale przynajmniej jeśli zastosuję tych produktów chociaż raz w tygodniu, nie muszę używać gencjany. Zmuszam się, żeby skończyć Biovax Naturalne Oleje. Czy mówiłam już, że nie lubię baaaaardzo wydajnych kosmetyków? :)

     Przestałam nakładać maski co mycie, bo choć moje włosy nadal są wysokoporowate, to są mniej wysokoporowate niż były na początku i przy stosowaniu masek co mycie, musiałam je dość często oczyszczać.Oleje to nadal lniany budwigowy i nowość- kokosowy. Niedługo dowiecie się jak się u mnie sprawdza. Nadal olejuję serum olejowym w sprayu albo na zwilżone hydrolatem pomarańczowym włosy. Zaczęłam nosić kapelusz, bo słońce trochę czasami przygrzewa.
    Wróciłam do drożdży i kupiłam kolejną buteleczkę Jantaru. Czy będę je stosować jednocześnie? Nie sądzę, ale może spróbuję, w sumie nie ma żadnych przeciwwskazań ku temu.
  
  Znalazłam w moim mieście sklep, w którym są dostępne rosyjskie kosmetyki. Nie wiem jak dobrze jest zaopatrzony, bo widziałam je tylko na witrynie, sklep był już zamknięty, ale jeśli jesteście z Kalisza lub okolic, to możecie spróbować zajrzeć. ul. Młynarska 69 - w tym pasażu obok Biedronki. Ja jeszcze tam nie byłam, ale na pewno zawitam wkrótce. :) Był kwiatowy zestaw Agafii na 100% i kilka innych rzeczy.

   Wczoraj odbył się Światowy Dzień Krwiodawcy- na szczęście moja hemoglobina była w porządku. Na rynku w moim mieście podstawiony był autobus, pierwszy raz miałam przyjemność oddawać krew w mobilnym centrum- zwykle udaję się do RCKiK w moim mieście. Oddawanie krwi w autobusie, to bardzo ciekawe doświadczenie :) Jeżeli jeszcze nie oddajecie krwi, a możecie to robić, to bardzo gorąco zachęcam. Mnie kiedyś też była przetaczana czyjaś krew, więc jeśli tylko mogę, to regularnie staram się pomagać innym. Zbliżają się wakacje, które zwykle przynoszą najwięcej ofiar w roku niestety, dlatego krew będzie bardzo potrzebna. Serdecznie was namawiam, do podzielenia się częścią siebie. :)

 To by było na tyle. Pozdrawiam was serdecznie.

czwartek, 11 czerwca 2015

Laminowanie włosów żelatyną


Hej. Wiele dziewczyn opisywało już laminowanie włosów żelatyną, większość z nich była z niego bardzo zadowolona, więc i ja musiałam spróbować. Żelatynowa maseczka to bomba proteinowa, nie można jej stosować częściej niż co 3-4 mycia. Zdjęcie powyżej tuż po tym zabiegu. Na żywo włosy błyszczą, nie są ani trochę spuszone, są bardzo miękkie. Na zdjęciu wyglądają na bardzo zniszczone, ale pierwszy raz robiłam sobie zdjęcie sama, nie znam się na ustawieniach aparatu, więc zdjęcie w ogóle nie oddaje ich wyglądu. Fotograf ze mnie marny.
  Do umycia włosów użyłam bławatkowo-malinowego zestawu Natura Siberica, na wilgotne włosy nałożyłam żelatynę wymieszaną z Biovaxem Naturalne Oleje. Spłukałam całość po pół godzinie. Z pewnością będę ten zabieg powtarzać czasami, bo włosy naprawdę dobrze wyglądają.
  Od ostatniej wizyty u fryzjera minęły już prawie 4 miesiące, końce wyglądają bardzo średnio, nie wiem czy wytrzymam z nimi przez wakacje. Niestety zniszczone rozjaśnieniem włosy łamią się na potęgę, można to zminimalizować odpowiednią pielęgnacją, ale nie da się tego wyeliminować.
 Coraz częściej chcę ściąć całe rozjaśnienie i tą farbę nad nim, ale powstrzymuje się, bo szkoda mi długości. Trochę to absurdalne że szkoda mi doszczętnie zniszczonych pustych w środku włosów, ale nie jestem gotowa na tak radykalną zmianę. A wy ścięłybyście to całe rozjaśnienie przy mojej długości?

Pozdrawiam,
Monika.

sobota, 6 czerwca 2015

Nawilżanie włosów - sok z aloesu. Równowaga PEH

   Rzadko robię coś typowo nawilżającego dla moich włosów. Zwykle dodaję jakieś humektanty do emolientowej odżywki. Trochę się tych humektantów boję szczerze mówiąc, o wiele bardziej niż protein, ale jak się okazuje, chyba nie ma czego się bać.

  Spryskałam moje włosy sokiem z aloesu z wodą w stosunku 2:1, na zwilżone włosy nałożyłam olej lniany budwigowy na 1,5 godziny, zmyłam całość kwiatowym zestawem Agafii i na sam koniec użyłam Kallosa Keratin na 15 minut. Włosy są przemiłe, nie ma mowy o strąkach.

  Takie moje włosy mogłyby być zawsze, jestem naprawdę zadowolona z ich wyglądu i z tej miękkości. Moim skromnym zdaniem wyglądają pięknie. Do mojego włosowego ideału daleko im jeszcze, ale już się ich nie wstydzę, tylko noszę je z dumą. A tak 'by the way', miałam tą samą bluzkę co na zdjęciu powyżej- na marcowej aktualizacji długości.   Po prawej zdjęcie z marca. Po paskach można zobaczyć ile już urosły mi włosy. Teraz przykrywają już cały ten szeroki pasek. :) Wtedy miały 59 cm. :) Teraz mają 63 (odnoszę się do ostatniego mierzenia, przed rozpoczęciem ponownego wcierania) - 2,5 dzięki Jantarowi. No i jak tu nie wcierać? :)

   Od czasu ścięcia w lutym urosły mi już 8 cm, czyli średnio 2 cm w miesiąc. CP na mnie nie działa, ale dalej je biorę, zostały mi jeszcze dwa opakowania. Działało na moje paznokcie, więc może je jakoś uratuje, bo ostatnio się zbuntowały strasznie i w kilka dni połamały prawie wszystkie.
  Do fryzjera wybiorę się pewnie we wrześniu, pół roku od ścięcia wypada w połowie lipca, ale włosy przez wakacje pewnie dostaną trochę w kość, więc nie sądzę żebym chciała je ścinać w ich trakcie. Chciałabym żeby moją długością wyjściową po ścięciu było 66 czyli moja długość przed pozbyciem się tych najbardziej zniszczonych końców w lutym, co oznaczałoby 11 cm przyrostu w pół roku. Almost impossible. :) Musiałyby mi jeszcze urosnąć z 7 centymetrów, może mniej- w 3 miesiące. Zależy, ile zechce obciąć mi fryzjer. :) Tylko Jantar i drożdże są w stanie dać u mnie taki przyrost, więc pewnie niedługo nawrócę się na drożdże.
Dam znać!

08-06-15 Edit: włosy po nawilżaniu sokiem z aloesu były w świetnym stanie przez piątek, sobotę i niedzielę. Były miękkie i miłe. Najchętniej bym ich jeszcze nie myła w poniedziałek, ale Jantar już mi trochę obciążył włosy przy skalpie.:)

wtorek, 2 czerwca 2015

Jantar - podsumowanie trzytygodniowej kuracji i czerwiec miesiącem wcierek.


Podsumowanie trochę późno, ale jest. Zaczynam właśnie wcieranie od nowa. Podczas tej kuracji Jantarem nauczyłam się jednego - oszczędności. Po trzech tygodniach nadal mam trochę płynu w buteleczce. Rytm mojego mycia pozostał taki, jaki był przed Jantarem- co drugi lub co trzeci dzień. Włosy przy skalpie może i były trochę bardziej obciążone, oklapnięte, ale nie do tego stopnia, żebym codziennie musiała myć włosy. Pojawiło mi się trochę baby hair, z których jestem bardzo zadowolona. Nie odnotowałam podrażnienia, swędzenia czy krostek na skalpie.

    Proces aplikacji Jantaru jest banalny- wylewamy trochę płynu na dłoń i opuszkami palców wmasowujemy w skalp. Można sobie zrobić na głowie kilka przedziałków i w nie nanosić Jantar. Jak już mówiłam - mniej znaczy więcej, wcale nie potrzeba dużo produktu aby pokryć dokładnie całą skórę głowy. Warto po nałożeniu Jantaru pomasować kilka minut skalp. Jak już wspominałam w podsumowaniu pierwszego tygodnia z wcierką, wcierałam go w skalp metodą inwersji, ale tylko w czasie pierwszych siedmiu dni - nie należy dłużej stosować metody inwersji - i jak już wiecie, tak jak się spodziewałam - metoda inwersji nie zadziałała u mnie, bo myję włosy głową do dołu i zwiększenie przepływu krwi w mojej głowie nie dało żadnych rezultatów.
   Wynik po trzech tygodniach z Jantarem do 63 centymetry czyli 2,5 cm przyrostu w trzy tygodnie. :) Podczas kuracji Jantarem cały czas suplementowałam się od wewnątrz Calcium panthetonicum, ale je brałam już w kwietniu i niestety na mnie nie podziałało, więc to raczej zasługa Jantaru. Moje drugie podejście do tej popularnej wcierki okazało się sukcesem, z czego jestem niezmiernie zadowolona. Dajcie znać, czy próbowałyście Jantaru i jak u was się sprawdził. Pozdrawiam serdecznie! I napiszcie koniecznie, czy będziecie coś wcierać w czerwcu. Dziewczyny z facebookowej Włosomanii ogłosiły czerwiec miesiącem wcierek, dlatego kontynuuję wcieranie. :)